Nawigacja |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Indonezja - Jawa, Probolinggo |
|
|
Indonezja
Jawa
Z Semarang znajdujacego sie na Jawie Centralnej poplynelismy do malego miasteczka Probolinggo na Jawie Wschodniej
Probolinggo
Najciekwszym miejscem w jego okolicy mial byc aktywny wulkan Mt. Bromo, na ktory organizowane byly wycieczki ze statku
Byly one bardzo drogie, wiec nie za bardzo sie na to kwapilismy, a kiedy w koncu zdecydowalismy sie jednak tam pojechac, to juz nie bylo wolnych miejsc
W zwiazku z tym na brzeg plynelismy w nie najlepszych nastrojach, bo podobno w samym porcie nie bylo zbyt wiele do ogladania
Oczywiscie jak wszedzie, bardzo mile nas przywitano, a potem zaczelismy sie rozgladac co ze soba zrobic
Na szczescie okazalo sie, ze lokalna firma turystyczna rowniez organizuje prywatne wypady na Bromo, wiec tym razem dlugo sie nie namyslalismy
Lacznie z nami jechala mloda rodzina z dziecmi, co sporo obnizylo nasze koszty i wyszlo nam to 3 razy taniej niz ze statku
Wycieczka skladala sie z kilku etapow, z ktorych pierwszy byl samochodowa wspinaczka na pobliski masyw gorski znajdujacy sie w obrebie parku narodowego zwanego Bromo Tengger Semeru National Park
Po dotarciu do malej wioski Ngadisari Village lezacej na wysokosci ponad 2200 metrow npm musielismy jednak zmienic swoj pojazd
I przesiedlismy sie tam na samochod terenowy, ktory mial nas zawiezc pod wulkan
Mt. Bromo
Mt. Bromo, razem z czterema innymi wulkanami znajduje sie w ogromnej kalderze dawnego wulkanu zwanego Tengger
Po zjechaniu na dno kaldery przezylismy krew w zylach mrozace momenty, kiedy nagle w pogon za nami ruszylo kilku zamaskowanych jezdzcow
Na szczescie okazalo sie, ze gonili oni tylko za potencjalnymi klijentami, poniewaz dalsza czesc droge mielismy pokonac na koniach
Trudno powiedziec dlaczego nie moglismy jeszcze dalej podjechac samochodem, ale widocznie dochod z turystow dzielony jest sprawiedliwie na rozne grupy lokalnych mieszkancow
Nie bylo wiec innego wyjscia tylko trzeba bylo dosiasc rumakow
Na ktorych mielismy pokonac czesc pustyni, ktora pokrywala ogromna kaldere i dojechac do stop wulkanu
Przy okazji jak widac z tego zdjecia, wspielismy sie tez sporo pod gore, co pewnie na wlasnych nogach zajeloby nam duzo wiecej czasu
Wkrotce tez znowu znalezlismy sie na ziemi i u stop Mt. Batok, ktory byl jedynym wygaslym wulkanem na tym terenie, co zreszta widac po jego zboczu poroslym juz roslinnoscia
W dole zas pod nami rozciagalo sie pustynne dno kaldery zwane Tengger Sand Sea, czyli piaszczyste morze
A gdzies na jego srodku umiescila sie bardzo wyraznie widoczna z gory hinduska swiatynia
Po krotkiej chwili podziwiania widokow ruszylismy pod gore, tym razem juz o wlasnych silach
A po wejsciu na pierwszy taras znowu zatrzymalismy sie na chwilke, aby rzucic okiem na miejsce skad zaczelismy wedrowke do wulkanu
Coraz ladniej prezentowl sie rowniez Mt. Batok, ktory wznosil sie na wysokosc 2470 metrow i mial piekna sylwetke typowego wulkanu
Naszym celem byl jednak Mt Bromo, do ktorego trzeba bylo jeszcze kawaleczek podejsc, a potem specjalne schody prowadzily na jego krawedz
Przed wejsciem na schody znajdowala sie mala hinduska kapliczka, przy ktorej przystanelismy na chwilke
Potem zas ruszylismy w mordercza wedrowke pod gore
Trudno powiedziec ile mielismy schodow do pokonania, ale przy indonezyjskim klimacie nie bylo to latwe zadanie
Dobrze, ze od czasu do czasu mozna bylo przysiasc, zeby zlapac oddech i ugasic pragnienie
Bo schody ciagnely sie w nieskonczonosc
W koncu jednak jakos dotarlismy na sama gore, skad widok stal sie jeszcze bardziej rozlegly
A otaczajacy kaldere masyw gorski wygladal jeszcze potezniej
Dla nas jednak najwazniejszym celem bylo zagladniecie do srodka wulkanu, na ktorym sie znalezlismy
Naprzeciwko schodow jego krawedz zagrodzona byla kamiennym plotem zabezpieczajacym nieostroznych turystow przed upadkiem do jego wnetrza
Niestety jednak widok na dol nie byl najlepszy, bo strasznie ze srodka dymilo
Jak sie potem okazalo byly to poczatki aktywnosci wulkanu i kilka dni pozniej zaczal on wyrzucac swoje wnetrznosci na zewnatrz a wchodzenie na niego zostalo zakazane
Na szczescie poczas naszej tam obecnosci w gore lecialy tylko gorace i smierdzace dymy
Ktore jednak zaslanialy caly widok wnetrza Mt Bromo, choc udalo sie nam ominac ploty i podejsc stosunkowo blisko krawedzi
Za to widok na Mt Batok byl jeszcze lepszy, bo z tej perspektywy jego szczyt przewyzszal nas jedynie o 150 metrow
Po jakims kwadransie spedzonym na gorze trzeba bylo zaczac powrotna wedrowke, ktora mimo ze troche latwiejsza wydolnosciowo, byla z kolei trudniejsza a raczej bardziej bolesna ze wzgledu na nasze kaprawe kolana
No ale w koncu jakos pokonalismy wszystkie schody i znowu znalezlismy sie na rowniejszym gruncie
Spod hinduskiej kapliczki rzucilismy jeszcze raz okiem na wulkan, na ktorym tak niedawno bylismy
A takze na druga strone pustynnej kaldery, ktora otaczaly gorskie szczyty
Potem zdecydowalismy, ze nie bedziemy wracac konno tylko powrotna droge pokonamy na wlasnych nogach, majac przy okazji wiecej czasu na podziwianie okolicy
I usytuowanej na dnie kaldery hinduskiej swiatyni, zajmujacej swoimi obiektami dosc duzy obszar
Wkrotce tez oddalilismy sie dosc daleko od ciagle dymiacego wulkanu
A dotarcie do swiatyni zajelo nam o dziwo jedynie 15 minut
Niestety byla ona zamknieta dla zwiedzajacych, wiec chcac nie chcac podazylismy dalej w strone naszego samochodu
No a potem ruszylismy z powrotem zostawiajac po sobie jedynie kleby kurzu
Po krotkiej jezdzie dotarlismy do znanej nam juz wioski, ale na jej skraj zwany Cemoro Lawang, gdzie zatrzymalismy sie na krotki odpoczynek
Restauracja znajdowala sie na samej krawedzi pradawnego wulkanu, wiec mimo wzmagajacego sie upalu zrezygnowalismy z klimatyzowanego wnetrza i zajelismy strategiczne miejsce na tarasie
Widok stamtad byl rzeczywiscie niesamowity, bo jak na dloni rysowaly sie przed nami stozki wulkanow
A pragnienie mozna bylo tez ugasic na zewnatrz, choc sloneczko niemilosiernie prazylo prosto w glowisie, jako ze chroniacy ja kapelusz zostal polkniety przez wulkan, stajac sie na szczescie jego jedyna ofiara
Na koniec urzadzilismy sobie krotki spacer po pobliskiej uliczce, a potem trzeba bylo jechac dalej
Okazalo sie jednak, ze czekala na nas jeszcze jedna niespodzianka, gdyz zamiast wracac, podjechalismy jeszcze na punkt obserwacyjny, skad widoczna byla wioska usytuowana na krawedzi prawulkanu
Pod nami zas rozlozyla sie cala jego piaszczysta kaldera, a Mt Bromo kopcil coraz bardziej
Jak sie potem dowiedzielismy, ze wzgledu na jego podwyzszona aktywnosc zadna ze statkowych wycieczek tam nie dotarla i tylko naszej malej grupie udalo sie zdobyc na ten wulkan
Mielismy wiec sporo szczescia i zadowoleni wrocilismy do wioski w ktorej czekal nasz samochod
Poniewaz jednak kierowca ktory tutaj otrzymal od nas zaplate, natychmiast zrobil sobie przerwe obiadowa,(podobno nic nie jadl od wczoraj), wiec mielismy jeszcze troche czasu aby przejsc sie po ulicach
Wies Ngadisari mozna wlasciwie nazwac wioska turystyczna, poniewaz zyje ona glownie z turystyki
I podobno kontroluje ona caly ruch turystyczny w parku wulkanow
Jedynie jej mieszkancy moga posiadac samochody terenowe i konie, ktorych uzywa sie na wycieczki do Mt Bromo
Pewnie tez dlatego wioska ta wyglada duzo ladniej, czysciej i bogaciej niz przecietna indonezyjska wies
Az przyjemnie bylo spacerowac jej ulicami
Zwlaszcza ze polozona jest ona w wysokich gorach, ktorych potezne sylwetki niewatpliwie dodawaly wiele uroku temu miejscu
Bardzo malowniczo wygladaly rowniez kolorowe domki, a nawet wielobarwne uliczne krawezniki
Nie mowiac juz o orginalnych i rowniez kolorowych restauracjach nastawionych glownie na klijentele zagraniczna
Rzeczywiscie bylo to bardzo sympatyczne miejsce, ale niestety wkrotce nadszedl czas zeby wracac nad morze
Po poltora godzinnej jezdzie dotarlismy z powrotem w Probolinggo, a szczegolowiej do jego portowej czesci
Poniewaz Probolinggo jest glownie portem rybackim, wiec znalezlismy w nim dziesiatki lodek rybackich przycumowanych do brzegu
Wszystkie byly oczywiscie wymalowane w bardzo odblaskowe barwy i wspolnie tworzyly jakby kolorowa mozaike
Co prawda wiekszosci lodek przydalby sie gruntowny remont, bo patrzac z bliska byly one juz solidnie podniszczone
Ale mimo to, calosc tworzyla bardzo malowniczy obrazek, a sielskosci dodawaly mu jeszcze pasace sie na brzegu kozy
Idac dalej wzdluz nabrzeza pelnego rybackich lodek dotarlismy wreszcie do miejsca gdzie dobijaly nasze tendry
A tam czekaly juz na nas rowniez odblaskowe czerwone dywany, ktore prowadzily na nasza lodke
Nawet nie bylo do nich kolejki, wiec wkrotce znalezlismy sie na pokladzie, a siedzacy na brzegu policjanci czuwali aby nic nie zaklocilo naszego bezpiecznego powrotu na statek
Wkrotce tez odbilismy od brzegu zostawiajac za soba ten sielski obrazek
I glownym kanalem prowadzacym na otwarte morze podazylismy w strone naszego statku
Ktory zakotwiczony byl kilkaset metrow od brzegu
A po wejsciu na jego poklad powedrowalismy prosto do kasyna, bedacego najchlodniejszym miejscem na statku, ktorego system klimatyzacyjny nie byl w stanie odpowiednio ochlodzic wszystkich pomieszczen
Rowniez w kabinach bylo stosunkowo cieplo, a moze dlatego, ze tym razem mielismy kabine z oknem po zewnetrzenej stronie i sloneczko powaznie na nia operowalo
Duzo przyjemniej bylo juz po zachodzie, kiedy wyszlismy na gorny poklad, aby juz na pelnym morzu po raz kolejny podziwiac rozowosci na niebie i wodzie wymalowane przez zachodzace slonce
|
|
|
|
|
|
|
|
Dzisiaj stronę odwiedziło już 39 odwiedzający (45 wejścia) tutaj! |
|
|
|
|
|
|
|