alek-ewa2
  Namibia - Luderitz
 


Namibia



W Cape Town zaczal sie kolejny i juz ostatni odcinek naszego rejsu, ktory z samego poludnia kontynentu afrykanskiego wiodl az do Wielkiej Brytani



Odcinek ten, mimo ze zaliczalismy najmniejsza ilosc portow, byl najdluzszy na naszej trasie, pokonujac 6513 mil morskich czyli ponad 12 tys. km



A nastepnym krajem, ktory odwiedzilismy byla Namibia lezaca w poludniowo zachodniej czesci Afryki



Pierwszym portem, do ktorego tam wstapilismy byl Luderitz



Przy brzegach Namibi znalezlismy sie jeszcze przed wschodem slonca, a na pokladzie statku zjawilismy sie na czas, zeby zaobserwowac ten piekny moment budzacego sie do zycia dnia



Wkrotce rozjasnilo sie na tyle, ze moglismy zaobserwowac jakies zabudowania na wybrzezu



Natomiast 2 godziny pozniej, kiedy slonce stalo juz dosc wysoko na widnokregu, pustynne brzegi ukazaly sie nam w calej swojej okazalosci



I az dziw, ze jakims cudem ludzie znalezli tam dla siebie miejsce do zycia


    Luderitz

Luderitz zostalo zalozone w 1882 roku w imieniu niemieckiego kupca Adolfa Luderitza na terenach odkupionych od lokalnego plemienia, a rozwinelo sie dzieki bogatym w zwierzyne wodom zatoki, stanowiac wazny osrodek rybolostwa, polowu wielorybow, plowania na foki i zbierania guana



Poniewaz jednak tamtejsza zatoka byla dosc plytka, wiec musielismy stanac na kotwicy, a do portu zawozily nas tendry



Z ktorych mielismy mozliwosc ujrzec miasto w duzo wiekszym zblizeniu, ale ciagle od strony morza



Wkrotce jednak dobilismy do bardzo dlugiego pomostu



  A poniewaz zapowiadal sie bardzo goracy dzien, wiec obsluga statku zapewnila nam jeszcze ostatni lyk wody



I dobrze poniewaz zanim zaczelismy zwiedzac Luderitz, to najpierw udalismy sie na wycieczke w pustynie do Kolmanskop zwanego miastem duchow


    Kolmanskop

Kolmanskop powstalo na namibijskiej pustyn 10 km od Luderitz, kiedy to na poczatku XX-go wieku odkryto na tym terenie bogate zloza diamentow



Prawidlowa nazwa wioski to oczywiscie jego niemiecka wersja Kolmanskuppe, a poniewaz miejsce to zostalo opuszczone, gdy wyczerpaly sie diamenty, wiec zwane jest takze Geisterstadt (Ghost Town) czyli miasto duchow



A te wszystkie samochody na jego zasypanej piaskiem ulicy to juz tylko turysci sciagajacy calymi stadami do tego niezwyklego miejsca



W czasach swojej swietnosci Kolmanskop byla bardzo dobrze prosperujaca miejscowoscia zbudowana w niemieckim stylu i posiadajaca wszelkie wygody duzego miata jak szpital, szkole, teatr, czy tez kasyno, a pierwsza w Afryce linia tramwajowa laczyla miasto z Luderitz



W obszernym budynku klubowym znalazly dla siebie rowniez miejsce sala balowa i sportowa, a takze kregalnia



  Po ktorej pozostal nie tylko ten obraz



Ale i cale pomieszczenie sluzace do gry w kregle i zbudowane wylacznie w tym celu



Natomiast na sali sportowej do dzis mozna przygladnac sie podstawowym sprzetom gimnastycznym z dawnych lat



Za klubem, z piasku wylanialy sie ruiny takich jakby barakow, ktore prawdopodobnie zajmowali ci biedniejsci mieszkancy



Natomiast co bogatsi obywatele mogli pochwalic sie solidnej wielkosci domami



Niestety jednak od ponad 60-ciu lat ulegaja one zniszczeniu i sa zasypywane przez piaski pustyni



Ktorej niekonczacy sie bezmiar widac ze szczytu malego wzgorka, na ktory sie wdrapalismy



  I gdzie jedyna oznaka cywilizacji jest przecinajaca ja wstega drogi, ktora przyjechalismy



Wracajac w strone osiedla skierowalismy sie w strone kolejnego bogato wygladajcego budynku



Ktory gorowal nad miasteczkiem i wydawal sie byc w nie najgorszym stanie



Po wejsciu jednak do srodka okazalo sie, ze i tam czas zrobil swoje



A piaski pustyni i do niego znalazly sobie wejscie



Wciskajac sie nawet na prowadzace na pietro schody



Tuz obok natknelismy sie na duzo bardziej zniszczone domostwo



  A zaraz za nim znajdowala sie mala elektrownia, jako ze miasteczko mialo tez wlasna wytwornie pradu



Po prawie godzinie bladzenia po wymarlym miescie, opuscilismy w koncu zrujnowane budynki



I udalismy sie z powrotem w strone glownej ulicy



Gdzie trafilismy na caly rzad pomieszczen wytworczo handlowych



A w jednym z nich miescila sie wytwornia lodu co jak na to miejsce bylo dosc niezwyklym osiagnieciem niemieckiej zaradnosci



  A to jeszcze jeden rzut okiem na opustoszala juz ulice i wkrotce trzeba bylo zbierac sie do drogi powrotnej, zwlaszcza ze zrobilo sie bardzo goraco



  Z przyjemnosia wiec wrocilismy do Luderitz, gdzie przynajmniej moglismy liczyc na chlodniejsza bryze od morza


    Luderitz

No i napewno troche wiecej do ogladania, bo miasteczko to slynie z pieknej kolonialnej architektury



Pierwszym obiektem na jaki zwrocilismy uwage byl oczywiscie uroczy luteranski kosciolek stojacy na szczycie Diamentowego Wzgorza - Diamond Hill



Ktory zbudowany zostal w 1912 roku w neogotyckim stylu



  Co prawda w srodku byl bardzo skromnie urzadzony, ale za to wyposazony w piekne witrazowe okna



A calosc wykonczenia i utrzymania obrazowala niemiecka schludnosc i perfekcje



Spod kosciola roztaczal sie piekny widok na ta glebsza zatoke lezaco troche poza miastem, ktore jednak i tam powoli zaczelo wypuszczac swoje korzenie



Tam tez pozwolilismy sobie na odrobine odpoczynku w tej pieknej scenerii



Idac dalej w kierunku miasta mijalismy ogromne i eleganckie domostwa



Ktore ulokowaly sie rowniez na szczycie wzgorza



Po krotkim marszu znalezlismy sie na ulicach miasta, ktorych zakurzony obraz az nie pasowal do malowniczych domkow, ktore sie wzdluz nich usadowily



Kazdy budynek zachwycal innym kolorem, a przy okazji i troche innym stylem architektonicznym



I az nie moglismy sie nadziwic, ze w piaskach afrykanskiej pustyni moglo powstac cos tak ladnego



Wiekszosc tych budynkow pochodzi prawdopodobnie z poczatkow XX-go wieku



Jak chocby ten malowniczy obiekt z wymalowana data 1911, na ktorym znalezlismy tez bardzo ciekawy napis objasniajacy jak sie do niego wchodzi



A wiec najpierw drzwi  trzeba popchac, a jak to nie poskutkuje to nalezy pociagnac, a jezeli i to nie zadziala to znaczy ze jest zamkniete



Po krotkim spacerze postanowilismy odetchnac troszke na malym rondku, na ktorym bardzo prosta fontanna dawala wrazenie lekkiego chlodu



Poniewaz jednak zabrako tam cienia, wiec wkrotce ruszylismy dalej, a na scianach co chwila zaskakiwalo nas jakies piekne malowidlo



W koncu dotarlismy na glowna ulice miasta, ktora byla pieknie wybrukowana i znalazlo sie na niej rowniez miejsca na szeroki chodnik dla pieszych



Moze troche za szeroki, bo akurat niewiele osob po nim szlo, ale to pewnie dlatego, ze niewielu jest takich szalencow jak my, ktorzy spaceruja w poludnie pod afrykanskim sloncem



Po dalszym krotkim marszu dotarlismy do nie pracujacej juz lini kolejowej, a po dumnej erze rozwoju kolejnictwa zostal tylko jakis stary wagon



Duzo okazalej prezentowal sie jakis kolejny elegancki dom ulokowany na malym podwyzszeniu



No a nasz spacer zakonczylismy na deptaku nadmorskim, gdzie bardzo duzo turystow koilo pragnienie w tamtejszym barze



My jednak wrocilismy na lunch i na chwile odpoczynku na statek, poniewaz wszystko inne co nas interesowalo pozamykalo sie na sjeste



A po godzinie znowu znalezlismy sie w miescie, aby zalatwic korespondencje internetowa i male zakupy



Wkrotce tez znowu dotarlismy na glowna ulice



Gdzie znajome nam jeszcze z Austrii firmy zapraszaly w swoje progi



No a po napisaniu paru listow w miejscowym telekomie udalismy sie w droge powrotna



Jeszcze raz przechodzac obok znanych juz nam budynkow



Wsrod ktorych wyroznial sie gorujacy nad miastem stary kosciol oraz rowniez polozona na wzgorzu rezydencja wspolwlasciciela i kierownika kopalni diamentow



A przy samym molo skad odbieraly nas tendry zauwazylismy maly basen kapielowy, w ktorym plawily sie a raczej polewaly woda lokalne dzieci



My za to po powrocie do kabiny polewalismy lokalne trunki zdobyte na brzegu



Potem jednak znowu zjawilismy sie na pokladzie, aby nie przegapic chwili odplywania



I pozegnac to bardzo ciekawe miejsce, gdzie niemiecka gospodarnosc i estetyka stworzyla miasto naprawde godne zobaczenia



Nasza wytrwalosc zostala nagrodzona jeszcze jedna niespodzianka, bo co prawda wyplywalismy na pelne morze przy blekitnym niebie, ale po pol godzinie nagle zrobilo sie wokol nas calkiem bialo



I wplynelismy w taka straszna mgle, ze nawet statek burczal od czasu do czasu, zeby sie na cos nie wpakowac



Bylo to tak niesamowite zjawisko, ze spedzilismy jeszcze sporo czasu na pokladzie zastanawiajac sie czy ta mgla napewno kiedys sie skonczy



A gdybysmy byli akurat gdzies w okolicach trojkata bermudzkiego, to nasze miny nie bylyby tak wesole

 
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 21 odwiedzający (55 wejścia) tutaj!  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja