Nawigacja |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Tybet
Po jednym noclegu w Shigatse i zwiedzeniu tamtejszego slawnego monastyru, ruszylismy w dalsza jazde, juz prosto pod Mt Everest
Po drodze jednak, zupelnie nieoczekiwanie zatrzymalismy sie w szczerym polu na krotka przerwe
Jak sie dowiedzielismy od naszego kierowcy, chinskie wladze probujac ograniczyc ilosc wypadkow samochodowych wprowdzily powazne restrykcje w predkosci jazdy, co kontrolowane jest nie tylko lokalnymi kamerami, ale tez tymi sprawdzajacymi czas przejazdu z miejsca do miejsca
No i stalo sie, ze bylismy troche za wczesnie przed nastepnym punktem kontrolnym i trzeba bylo chwile odczekac, ale za to podczas tego przystanku dowiedzielismy sie paru ciekawych rzeczy na temat jakow pasacych sie tuz obok na wysuszonej lace
Otoz te ktore wlasnie obserwowalismy ponoc nie byly czystymi jakami tylko ich krzyzowka z bydlem, z ktorej powstaja bezplodne osobniki meskie zwane dzo i plodne zenskie dzomo, a obie plcie sa wieksze i silniejsze zarowno od jakow jak i bydla, produkujac rowniez wiecej mleka i miesa niz ich rodzice
Po polgodzinnej przerwie, wzbogaceni w nowe i to bardzo interesujace informacje, ruszylismy w dalsza droge
Po niecalej godzince jazdy zatrzymalismy sie w bardziej cywilizowanym miejscu, przy bardzo orginalnych toaletach, na co nalegala cala nasza mlodziez jadaca z nami, ktora litrami pila wode, zeby zabezpieczyc sie przed choroba wysokosciowa, a potem lala jak z cebra
Stalo tam tez kilka innych tradycyjnych domkow, a wszystko pieknie przystrojone kolorowymi choragiewkami
A tak poza tym to otaczala nas zupelna pustka, a krajobraz nie wygladal tez zbyt zachecajaco
Po dalszej godzinie jazdy dotarlismy do troche wiekszej miejscowosci, ale rownie nieatrakcyjnie polozonej, a wszystko bylo bardzo powaznie zakurzone
Wzdluz glownej drogi ulokowalo sie kilkanascie rownie zakurzonych domkow, ktore zabarwione byly jedynie kolorowymi ozdobami drzwi i okien
Troche bardziej elegancko prezentowala sie restauracja, przy ktorej zatrzymalismy sie na posilek
Tyle ze toaleta do niej nalezaca, choc zamykana i z widokiem, przysluzyla sie jedynie tym najbardziej zdesperowanym
Podczas naszej dalszej podrozy jechalismy chwilke wzdluz potoku, ktory pedzil w dol rwacym nurtem
A wzdluz niego posadzonych bylo setki mlodych drzewek, ktore pewnie mialy zahamowac erozje i choc troche ozywic ten pustynny krajobraz, na ktorego tle wygladaly bardzo niezwykle
Za nastepne pol godziny jezdy dotarlismy do pierwszej bramy prowadzacej do Narodowego Parku Mt Everestu zwanego lokalnie Mount Qomolangma lub Chomolungma
Znajdowala sie ona na przeleczy Gyatso La Pass na wysokosci 5248 metrow npm i wlasnie z tego miejsca zobaczyc mozna bylo cala linie osniezacych szczytow nalezacych do najwiekszych himalajskich gor
Jadac jeszcze kawalek dalej znalezlismy sie na kolejnym punkcie widokowym nalezacym juz do tego najwyzej na swiecie polozonego parku narodowego
Gdzie nie tylko czekaly na nas kolejne piekne elementy kultury tybetanskiej
Ale przede wszystkim mielismy okazje po raz pierwszy ujrzec dumnie rysujaca sie na widnokregu masywna sylwetke najwyzszej gory swiata Mt Everest
Duzo wyrazniej widac go bylo po zblizeniu obiektywem, a tuz obok niego dymil drugi 8 tysiecznik - Mt Lhotse
Wkrotce jednak potem jego widok zniknal nam z oczu, bo znowu wjechalismy w jakas doline, gdzie wzdluz brzegow gorskiego potoku ulokowalo sie kolejne miasteczko
Niedlugo pozniej dotarlismy do kolejnej bramy, gdzie trzeba bylo uiscic oplaty za wstep do parku
A kasy biletowe miescily sie w bardzo tradycyjnym i pieknie ozdobionym budynku, ktory byl stosunkowo nowy, bo park zostal otwarty dopiero w 2012 roku
Na tablicy przy wjezdzie pokazane bylo piec 8-mio tysiecznikow znajdujacych sie w parku
Zanim jednak to osobiscie zobaczylismy, musielismy wspiac sie na kolejna przelecz zwana Ula Pass lezaca na wysokosci 5100 metrow npm
Wkrotce wiec zostawilismy za soba male miasteczko Dingri, rozlozone na dnie doliny
I powoli wjezdzalismy coraz wyzej, a nasza droga wila sie jak waz, tworzac wieloczlonowe serpentyny
Ktore jednak troche nas zaskoczyly, bo piely sie po stosunkowo lagodnych zboczach, a nie tak jak sie spodziewalismy po stromych urwiskach
Po przejechaniu przeleczy zatrzymalismy sie po jej drugiej stronie, na punkcie widokowym, gdzie rowniez rozlozone byly jakies lokalne namioty
Byla tam tez tablica informacyjna wskazujaca na cztery 8-mio tysieczne szczyty widoczne z tego miejsca, a byly nimi od lewej: Makalu(8485m), Lhotse (8516m), Mt Everest(8848m) i Cho Oyu(8188m)
I rzeczywiscie panorama gor roztaczajaca sie stamtad byla naprawde niesamowita, tylko mielismy troche pechowe ulozenie slonca, co uniemozliwialo zrobienie ostrzejszych zdjec
Dla oczu byl to jednak wspanialy widok, a na horyzoncie dominowala sylwetka tej najbardziej przez nas wypatrywanej gory, siegajacejc 8848 metrow npm
A ta fotografia zrobiona byla, zeby nikt nie mial watpliwosci, o ktora gore chodzi poniewaz z tego miejsca widac az 5 osmiotysiecznikow
I jeszcze Mt Everest widziany w oprawie tradycyjnych kolorowych choragiewek, ktore spotykalismy wszedzie na naszej drodze po Tybecie, a potem takze i Nepalu
A na koniec jego dumna sylwetka uwieczniona w jeszcze wiekszym zblizeniu
Potem czekal nas dlugi zjazd w dol, podczas ktorego najwyzsze szczyty himalajskie schowaly sie za horyzontem
Ale widok na niesamowicie pozakrecana droge byl rowniez bardzo ciekawy
I to zarowno patrzac na nia z gory jak i z boku
Wysoko nad nami zostawilismy natomiast szczyt przeleczy i punkt widokowy
Pod nami zas ukazalo sie kolejne miasteczko zagubione wsrod pofaldowanych pagorkow
W ktorych udalo sie nam tez wypatrzyc jakies stare domostwa wykute w skalach
Dalsza droga prowadzila znowu pod gore, a na ktoryms szczycie jeszcze raz ujrzelismy sylwetke Mt Everest, gdy padalay na niego ostatnie promienie zachodzacego slonca
Do naszego obozu dotarlismy juz w po ciemku, a czekaly tam na nas specjalne namioty w ktorych mielismy spedzic noc
Niestety nam trafil sie namiot jadalny, w ktorym wszyscy jedli tez kolacje, wiec utrwalo jeszcze troche czasu zanim zdazylismy ulozyc sie do snu
Nie bylo to tez wygodne ze wzgledu na dymiace piece, ktore zabieraly nam sporo tlenu z tego i tak juz dosc powaznie przerzedzonego powietrza, wiec niestety obudzilismy sie w nocy z bolami glowy, choc i tak bylismy w nie najgorszej formie jak na 5200 metrow, bo nasi mlodsi i sietniawi wspoltowarzysze od dawna jechali juz na tlenie, ktory zakupili w butlach przed wyjazdem w gory
Nastepnego dnia rano wstalismy przed switem i mimo ze mroz miskiem krzywil to dzielnie wygrzebalismy sie spod tony kocow i kolder i wyszlismy na zewnatrz zeby popatrzec na Mt Everest
Po chwili pokazaly sie na nim pierwsze blaski wschodzacego slonca
A potem dosc szybko sie rozwidnilo i ujrzelismy rowniez nasz oboz w calej jego okazalosci
Ten dymiacy kominek wychodzil z naszego namiotu, przed ktorym zaparkowany byl tez nasz autobusik
Okazalo sie jednak, ze nasze namioty to jeszcze nie byl oboz bazowy Mt Everestu, ale mozna tam bylo dojsc lub dojechac, bo asfaltowa droga prowadzila jeszcze dalej
Wkrotce tez przejechalismy te ostatnie kilka kilometrow, a gdy szosa sie skonczyla, podazylismy jeszcze kawalek dalej
Co prawda obejmowalo to mala wspinaczke, ktora na tej wysokosci nie nalezala do najlatwiejszych
Ale w koncu dotarlismy na szczyt pagorka, na ktorym znalezlismy male stupy bedace elementami wierzen buddyjskich
No i wszystko wystrojone bylo oczywiscie w kolorowe choragiewki, ktore jak sie dowiedzielismy byly choragiewkami modlitewnymi z zapisanymi na nich sutrami, strzegacymi zarowno przed niebezpieczenstwami jak i oczyszczajacymi dusze i cialo, a wieszanie ich w miejscach gdzie mogly powiewac na wietrze, ulatwialo bogom czytanie modlitw
Natomiast przed nami rozpostarlo sie miejsce, gdzie w sezonie wspinaczkowym rozkladaly sie namioty polnocnego obozu bazowego i z ktorego jak na dloni widac bylo potezna sylwetke Mt Everest
W sumie jednak stwierdzilismy, ze wcale nie byl on ladniejszy niz z naszego obozu, za to zimno tam bylo niemilosiernie
Nie zabawilismy wiec tam zbyt dlugo i po chwili opuscilismy to miejsce, ktore tylko nielicznym udaje sie zobaczyc, choc od czasu otwarcia sie Tybetu na turystyke, dociera tam podobno coraz wiecej podroznych
Wkrotce tez znalezlismy sie z powrotem przy naszym obozowisku, kolo ktorego wypatrzylismy takze kolorowe choragiewki i mala stupe, a raczej mala kapliczke z plonacymi w srodku kadzidlami
Natomiast choragiewki otaczaly male zbiorniki wodne, z ktorych najprawdopodobniej brana byla woda do picia, a ktore powstaly z rzeczki plynacej prosto z lodowcow
Kawalek zas dalej ulokowany byl nasz oboz
Ktory wkrotce oswietlony zostal promieniami slonecznymi i od razu zrobilo sie duzo cieplej i przyjemniej
Jeszcze przez chwile moglismy tez podziwiac ta najwyzsza gore swiata i jej slynna Sciane Polnocna, ale w koncu przyszedl czas odjazdu
Poczatkowo w planach naszej wycieczki byla dalsza jazda do Kathmandu, ale niestety po trzesieniach ziemi z 2015 roku droga przejazdowa ciagle byla nieczynna, wiec musielismy powrocic do Lhasy, a stamtad leciec dalej samolotem
Pierwszy odcinek jazdy wiodl ta sama droga, ale tym razem zatrzymalismy sie przy Rongbuk Monastery, ktory poprzedniego dnia mijalismy juz po ciemku
Klasztor ten lezy na wysokosci 4980 metrow npm i szczyci sie ze jest najwyzej polozonym monastyrem na swiecie
Zostal on ufundowany w 1902 roku, w miejscu gdzie od XVIII wieku znajdowaly sie medytacyjne jaskinie i chaty uzywane przez wspolnoty mniszek
Niestety jednak klasztor byl akurat w okresie renowacji, wiec nie bylismy w stanie go zwiedzic i moglismy jedynie ogladnac jego slawna z wielu zdjec stupe
Ktora najczesciej przedstawiana jest na tle widocznego za nia szczytu Mt Everestu
Prezentujacego sie stamtad rownie pieknie jak spod jego stop, zwlaszcza gdy uzyje sie zblizenia obiektywu
Godzine pozniej zameldowalismy sie w malym miasteczku lezacym na naszej drodze, ktore jak widac po sprzecie rolniczym, utrzymywalo sie tam nie tylko z turystyki, ale tez z farmerstwa
Najbardziej malowniczo wygladal w nim maly skwerek z mala piramida zbudowana z mlynkow i choragiewek modlitewnych
Choc niektore domy rowniez byly dosc okazale jak na ten daleki i zagubiony gleboko w gorach zakatek swiata
Po krotkiej chwili postoju znowu opuscilismy cywilizacje i ruszylismy pod gore
Wkrotce potem ukazala sie nam cala rozlegla panorama Himalajow, ktora zostawialismy za soba
Na szczescie znowu zatrzymalismy sie na przeleczy z punktem widokowym, skad jeszcze raz moglismy rzucic okiem na ten wspanialy widok, a w nim Mt Everest
Ktory dumnie gorowal nad wszystkimi innymi szczytami
Rowniez bardzo wyraznie odcinal sie bardzo szeroki masyw Cho Oyu
Ktory posiada kilka wierzcholkow i rownie wspaniale dominowal nad otaczajacymi go gorami
No i na koniec jeszcze jedna fotografia, ktorej nie moglismy sobie odmowic, jako ze pozuje na niej z nami jeden z przewodnikow, ktory moze sie poszczycic zdobyciem Mt Everestu
Niestety jednak to byl juz nasz ostatni rzut oka na wysokie szczyty Himalajow, bo wkrotce trzeba bylo zjechac z przeleczy znanymi nam juz serpentynami
Po dalszej chwili ukazala sie nam szeroka dolina razem z malym miasteczkiem Dingri
Ale nastepny przystanek zrobilismy sobie dopiero pod brama wjazdowa do parku
Tuz obok ktorej wyrosly jakies male i bardzo kolorowe domki, ale trudno powiedziec czy byly one zamieszkale, a jezeli tak to przez kogo
A to jedna z makiet samochodow policyjnych czesto spotykanych przy drodze, a ustawionych tam dla przypomnienia o przestrzeganiu zasad bezpieczenstwa na drodze
Do ktorych jak juz nieraz zauwazylismy, zupelnie nie stosuja sie stada najroznorodniejszej zwierzyny domowej, bez pomyslunku wybiegajacej na droge
Po opuszczeniu bocznej drogi prowadzacej do Mt Everest znalezlismy sie znowu na tzw Drodze Przyjazni czyli Friendship Highway, ktora jest czescia najdluzszej chinskiej trasy drogowej z Szanghaju do granicy z Nepalem
Jest ona dluga na 5476 km, a my przystanelismy na jej 5000 kilometrze, co obrazowala ta wielka sciana, zaznaczajac rowniez, ze jest to najpiekniejsza krajobrazowo droga w Chinach
A o bezpieczny przejazd mozna bylo pomodlic sie w pobliskiej swiatyni usytuowanej na pagorku
Pod wieczor zameldowalismy sie znowu w Shigatse, gdzie mielismy zaplanowany kolejny nocleg
A nastepnego dnia rano ruszylismy dalej, ale tym razem juz polnocna trasa i prosto do Lhasy, od ktorej dzielilo nas okolo 300 km
Droga prowadzila wzdluz brzegow rzeki Yarlung Tsangpo, ktora jak wczesniej wspominalismy, w dalszym swoim biegu staje sie Brahmaputra
Po kilku godzinach jazdy zatrzymalismy sie przy niej na chwile , aby rozprostowac nogi
Rozlewala sie ona w tym miejscu dosc szeroko, tworzac bardzo uroczy obrazek
A jej nurt byl bardzo spokojny i podobno jej prawdziwa potege mozna zobaczyc dopiero gdy opuszcza ona Wyzyne Tybetanska i dzieki temu ze przeplywa wokol gory Namcha Barwa wysokiej na 7782 metry tworzy najglebszy kanion na ziemi siegajacy 6 tys metrow glebokosci, a na jego 540 km dlugosci spada z wysokosci 2900 do 660 metrow
W 2014 roku z Lhasy do Shigatse zbudowana zostala takze linia kolejowa, ktorej przebieg byl duzo bardziej dramatyczny niz naszej drogi, co moglismy obserwowac z okien naszego autobusu, a zwlaszcza w miejscach gdzie rzeka musiala przedzierac sie przez gory
A skladaly sie na nia ogromne wiadukty i tunele
A takze potezne mosty przekraczajace wawoz z jednej na druga strone
Jednym slowem i ta polnocna trasa do Lhasy byla bardzo malownicza, choc ciagle dominowal dosc pustynny krajobraz
Ale im blizej stolicy tym robilo sie bardziej zielono i miejscami jechalismy wsrod rzedu nowo posadzonych drzew, ktore przybraly juz piekne jesienne barwy
Na chwile nawet przystanelismy w takim lasku, ktory tworzyl kompletnie inna sceneria niz ta w ktorej podrozowalismy przez ostatnich kilka dni
A po przejechaniu gorzystego wawozu, rzeka znowu rozlala sie lagodnie w szerokiej dolinie
Przed wjazdem do Lhasy trzeba bylo pokonac jednak jeszcze jeden tunel
A potem okazalo sie, ze znalezlismy sie przy dworcu kolejowym, bo ktos z naszej grupy zapomnial kupic sobie biletu
Niestety zmarnowalismy tam sporo czasu i do miasta wjezdzalismy juz poznym popoludniem
Wracalismy do tego samego hotelu, gdyz w nim zostawilismy wiekszosc naszego bagazu i tam tez mielismy ostatni nocleg w Tybecie
A to widok z naszego okna, ale na dluzsze spacery po miescie niestety nie bylo juz czasu, bo nazajutrz wyjezdzalismy dosc wczesnie
I nastepnego dnia juz kolo siodmej zameldowalismy sie na lotnisku
Ktore swoja uroda i nowoczesnoscia nie ustepowalo innym czolowym lotniskom swiata
A to nasz samolot lini Air China, ktory wlasnie szykowal sie do zaladunku
Nie trwal on dlugo, wiec wkrotce znalezlismy sie w powietrzu, a pod nami ukazaly sie szerokie rozlewiska wodne
Po dalszej chwili wzlecielismy nad pofaldowane gole pagorki, ktore ciagnely sie w nieskonczonosc
A po nastepnych dziesieciu minutach ujrzelismy wielopalczaste jezioro Yamdrok, swoja blekitna woda wyraznie odbijajace sie w brunatnej gorskiej scenerii
Patrzac zas troche dalej udalo sie nam dostrzec pierwsze zasniezone szczyty Himalajow
Ciagnace sie dlugim, wielokilometrowym lancuchem
Ktory od czasu do czasu byl lepiej widoczny nad skrzydlem samolotu, jak na przyklad ta grupa Mt Everestu i Mt Lhotse
Wkrotce tych zasniezonych gor zaczelo przybywac coraz wiecej
A niektore z nich wyraznie wybijaly sie swoja wielkoscia
Tyle ze nam ciezko bylo je zidentyfikowac, wiec nawet nie probowalismy sobie tym lamac glowy
I poprzestalismy na podziwianiu tych wspanialych widokow
Zastanawiajac sie czy jednak lotnicza droga do Kathmandu nie byla aby bardziej widowiskowa niz jazda samochodem
Wkrotce okazalo sie tez, ze pod tymi najwyzszymi szczytami ulozyla sie pierzyna z bialych chmur zaslaniajaca dolne partie gor
Ktora potem rozlala sie na cala doline Kathmandu do ktorej zmierzalismy
Po chwili z tych mniejszych gor widoczne juz tylko byly ostre wierzcholki
Ktore przedzierajac sie przez te kleby chmur tworzyly bardzo dramatyczny i jedyny w swoim rodzaju obraz
|
|
|
|
|
|
|
|
Dzisiaj stronę odwiedziło już 58 odwiedzający (63 wejścia) tutaj! |
|
|
|
|
|
|
|